Gatunek:
romans, szkolny
Reżyseria:
Furusawa Takeshi
Premiera:
2012
Czas
trwania: 121 min
Na
podstawie: mangi „Kyou koi wo hajimemasu”, autorstwa Minami
Kanan
Obsada:
Matsuzaka Tori, Takei Emi, Yamazaki Kento, Shinkawa Yua
Zwiastun:
Tutaj
Hibino Tsubaki [Takei Emi] to dziewczyna zakompleksiona
i gustująca w ubraniach niemodnych co najmniej od dekady. Jej jedynym sposobem
na szczęście jest czesanie innych osób- głównie młodszej siostry. Tsubaki
zaczyna właśnie naukę w nowym liceum i ma nadzieję na nowe przyjaźnie, a przede
wszystkim miłość. Nie będzie to jednak łatwe, kiedy całe życie zabiegało się o
to, by nie rzucać się w oczy innym ludziom. Ale już w pierwszy dzień poznaje
najpopularniejszego i najprzystojniejszego chłopaka w szkole, który na dodatek
nazywa się podobnie do niej- Tsubaki Kyouta [Matsuzaka Tori]. Chłopak jednak nie ma przyjacielskich zamiarów i
obiera sobie Hibino na swój obiekt kpin. Całuje ją nawet na oczach całej klasy,
żeby jeszcze bardziej ją upokorzyć, przez co Tsubaki mając mu nożyczkami przed
nosem, wygraża się, że obetnie mu za to włosy.
Przynosi to oczywisty skutek, że
Kyouta zaczyna postrzegać Tsubaki jako kogoś więcej, niż tylko swoją ofiarę.
Jako, że dziewczyna nie ma żadnego poważania w oczach kolegów, pomaga jej
zorganizować szkolny festiwal i namawia do tego również innych.
Kyou
koi wo hajimemasu jest takim typowym shoujo, aż do bólu
głowy. Główna bohaterka jest upośledzoną społecznie dziewczyną, która akurat
zaczyna naukę w nowym liceum i gdzie chce być postrzegana jako fajna osoba, a
nawet nie wie, że spódnice za kolana przestało się nosić z dobre kilkanaście
lat temu. Oczywiście nie w głowie jej takie rzeczy jak nauka, chce tylko
zawierać nowe przyjaźnie i koniecznie spotkać jakiegoś chłopaka, najlepiej
takiego, który będzie towarzyszył jej aż do grobowej deski. Wspiera ją w tym jej młodsza siostra Sakura [Shinkawa Yua], która pomimo mentalności
dwunastoletniej dziewczynki, reagującej na wszystko piskiem [ o takiej dużej
wysokości decybeli, że jest ona szkodliwa dla zdrowia, szczególnie
psychicznego], jest bardziej obeznana w TYCH tematach i zawsze gotowa jest
służyć jej dobrą (?) radą. I tak jej droga krzyżuje się z największym dupkiem i
playboyem, który zdążył zaliczyć połowę żeńskiej populacji w liceum jeszcze
przed rozpoczęciem roku szkolnego. I który tak naprawdę dupkiem nie jest, ale
udaje [ bo to jest kawaii],
ponieważ nie może sobie poradzić z traumą z dzieciństwa, przez powoduje
problemy w relacjach z kobietami. Ale jego światopogląd zmienia niezbyt
atrakcyjna koleżanka z klasy i odkąd zaczyna się z nią zadawać, staje się taki
do rany przyłóż. A gdy już się zeszli, było słodko, dopóki nie pojawił się ktoś
trzeci, w tym przypadku jest to dawna znajoma Kyouty, która powraca z USA.
Hibino dodatkowo dorabia do tego swoją ideologię i bach, zerwanie gotowe.
Chwila, czy czasem nie było już tego w 12436323 innych seriach? No właśnie.
Film jest adaptacją
wciąż wychodzącej mangi, autorstwa Minami
Kanan. Czytałam ją dosyć dawno i jak w przypadku wielu innych shoujo, dałam
sobie spokój gdzieś po kilkunastu rozdziałach, coś mi jednak tam w głowie
zostało. I tu pewnie zawiodę fanów wersji papierowej, że film bardzo odstaje od
swojego pierwowzoru, już praktycznie od samego początku. Jak chociażby to, że w
mandze, Tsubaki faktycznie obcięła Kyoucie włosy, za to ten jej zagroził, że
odbierze jej wszystkie pierwsze razy. Ale kto nie czytał mangi, niech mi uwierzy
na słowo, że te odstępstwa wyszły w tym wszystkim tylko na lepsze i bez tego
film jest znacznie zdrowszy. Dzięki Bogu, pominięto takie kwiatki jak próby
gwałtu, domniemane molestowanie seksualne i przemoc w rodzinie. Bohaterowie i
tak już są przesłodzeni, więc wciskanie tam jeszcze więcej melodramatyzowania,
zrobiłoby tylko z tego drugą „Koizorę”. Co mnie jednak zawsze najbardziej
dzierży w adaptacjach mang, to wpychanie dziwnych efektów dźwiękowych, kiedy
ktoś np. mruga oczami czy kiwa głową. Albo wiszą im nad głowami jakieś chmurki
czy wykrzykniki… może w anime wygląda to uroczo, ale w filmie już
niekoniecznie, szczególnie gdy wygląda to jak nabazgrane na szybko w paintcie.
Takei Emi
niewątpliwie jest jedną z bardziej obiecujących młodych aktorek ze sporym
potencjałem na przyszłość, co udowodniła chociażby swoją podwójną rolą w „W no higeki”. Jednak póki co, poza
udziałem w filmie Miikiego Takashiego, ma na swym koncie głównie drugorzędne
dramy i dwie filmowe adaptacje mang- Kyou
koi wo hajimemasu właśnie oraz Rurouni
Kenshin. Matsuzaka Tori, po
początkach w produkcjach toukatsu, ewoluował na całkiem inny poziom, by potem
przyjąć rolę w adaptacji „Wojny planet”-
kultowego anime z lat 70. Mnie przez cały film osobiście bardziej interesowały
innego jego walory niż gra aktorska…i to skutecznie uciszyło mój zdrowy
rozsądek, który podpowiadał mi, żeby w ogóle po ten film nie sięgać. Matsuzaka
wraz Takei po raz drugi wcielili się w parę- pierwszy raz był w 2011 roku, w
dramie „Asuko march”.
Podsumowując, „Kyou koi wo hajimemasu” to prosty film o
nastolatkach, które mają głupie problemy nastoletniego wieku, a rozdmuchują to
do miana jakieś Armagedonu. Mnie osobiście szybko zaczęło się nudzić, cóż to
przecież za rozrywka, jeśli z góry wiadomo co się wydarzy i jak to się skończy-
dlatego do shoujo mam dość ambiwalentne podejście. Chociaż ostatecznie nie
jestem jakoś bardzo rozczarowana seansem, bo i moje wymagania nie były jakoś
specjalnie wysokie. Fani gatunku mogą się poczuć bardziej zadowoleni niż ja. Na
leniwe popołudnie w sam raz.
Dla mnie Takei Emi jest za dużo wszędzie, ale w odróżnieniuod Gouriki Ayame, którą też wszędzie chwalą, Emi ma jakiś talent. Tori jest za to naprawdę fajnym aktorem. Ja przeglądałam tylko rawy, bo nie mogę się zabrać za film, ale kilka osób mówiło mi, że w odróżnieniu od mangi, film da się obejrzeć XDD
OdpowiedzUsuńDla mnie tak samo, wszędzie jej pełno i na każdą kolejną produkcję z nią reaguję już alergią xd A co do Gouriki to się zgodzę. Dla mnie jest naprawdę słabą aktorką i jej to już w ogóle oglądać się nie da, a wszędzie jej pełno.
UsuńHaha, ja ten film tylko dla Toriego obejrzałam. Gdyby nie on, to w życiu bym po to nie sięgnęła.
Zgadzam się absolutnie! nawet nie macie pojęcia jaka byłam zła kiedy zobaczyłam ją u boku Sato w ekranizacji Kenshina. Oj ... Wkurzała mnie niezmiernie, a tak lubiłam tę postać ... Ale szalę przeważyło to, że franca zrobiła wywiad z Takahashi Yu. Ooooo ... nie lubię jej, ale w wielu fajnych produkcjach występuję na szczęście/nieszczęście dla niej i nas.
UsuńHyym.. nie jestem jakoś przekonana. Filmy na "nudę" są dobre na "nudę" ale jest wiele innych, które mogę wypełnić nam ten czas, nieco bardziej orzeźwiającą fabułą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Raczej obejrzę, ale nie dla fabuły, ale aktora, bo Tori zaciekawił mnie już od momentu zobaczenia przypadkiem jego zdjęć xD Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAkane
Ja też oglądałam to tylko dla niego, hahaxd
UsuńŚwietna recenzja, koniecznie muszę obejrzeć ten film ^^ Zapowiada się na prawdę fajnie i wydaje mi się, że ktoś mi już o nim kiedyś mówił :)
OdpowiedzUsuńJejku, obejrzę na pewno! Tori jest jednym z moich ulubionych aktorów :) Genialna recenzja! Emi też wydaję się być fajna ^-^
OdpowiedzUsuńJa też bardzo go lubię;) Emi trochę mniej, ale to głównie dlatego, że wszędzie jej pełno.
UsuńWidziałam tylko oavkę, która była taka sobie. Za to polubiłam mangę i jeśli już miałabym coś o tym powiedzieć to jedno z najlepszych romansideł. Nie wiem czy mam ochotę na dramę.. ale dobrze wiedzieć, że jest (:
OdpowiedzUsuńOAV nie oglądałam, bo w ogóle shoujo oglądam raz na ruski rok. Nie jest to gatunek, za którym przepadam i rzadko kiedy coś mi się naprawdę podoba. Mangę czytałam przez jakiś czas i nie przypadła mi w ogóle do gustu, ale jak już mówiłam, ciężko mnie zadowolić.
UsuńOo XD czytając opis miałam wrażenie, że do druga Koziora, serioo :P Jednak mimo wszystko czasami taki film jest naprawdę bardzo dobrą odskocznia, gdy oglada się bardziej normalne dramy. To samo mogę powiedzieć o Koziorze, choć fabuła od razu była przewidywalna, to jednak mimo wszystko nie nudziło się na seansie. Sama nie wiem, jeżeli ktoś dużo ogląda dram/filmów o takiej tematyce jak Kyou koi wo hajimemasu, to z pewnością kolejne produkcje będą go nudzić. Mnie mimo wszystko twoja recenzja zachęciła do obejrzenia tego filmu, więc dopisuję go do planowanych :P. Jestem ciekawa, czy mnie również znudzi, czy jednak pozostawi nieco inne uczucia ;p
OdpowiedzUsuńW ogóle nie oglądam filmów - tylko anime. Nawet nie zabrałam się jeszcze za dramę, która przesłała mi Otai xD Za to za "Kyou koi wo hajimemasu" jako mangę - kiedyś może sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńO, a co to za drama? ^^
UsuńJa trochę czasu "Kyou koi wo hajimemasu" czytałam, ale potem dałam sobie spokój, haha. Shoujo to nie dla mnie.
zapowiada się calkiem milo! Z nudów może kiedyś obejrzę :)
OdpowiedzUsuńNa nudę w sam raz;)
Usuń"Co mnie jednak zawsze najbardziej dzierży w adaptacjach mang, to wpychanie dziwnych efektów dźwiękowych, kiedy ktoś np. mruga oczami czy kiwa głową. Albo wiszą im nad głowami jakieś chmurki czy wykrzykniki… może w anime wygląda to uroczo, ale w filmie już niekoniecznie, szczególnie gdy wygląda to jak nabazgrane na szybko w paintcie. " O to, właśnie to! Dlatego jestem tak sceptycznie nastawiona do dram i innych japońskich, aktorskich produkcji. Te efekty kompletnie się nie sprawdzają w tego typu produkcjach. Jak tak czytałam tę recenzję to coś mi zaświtało w głowie, że gdzieś już taki opis fabuły widziałam i wtedy skojarzyłam, że to coś ma chyba jakieś krótkie OVA. Romansów nie lubię, szczególnie takich typowych, ostatnio coraz częściej kusi mnie by zacząć przygodę z tą aktorską częścią japońskich produkcji, ale zdecyduję się chyba na inny tytuł. xD
OdpowiedzUsuńZ tego co się orientuję, to jakieś tam OVA powstało, ale nie oglądałam [ w ogóle shoujo oglądam od święta, bo nie przepadam za tym gatunkiem]. Pewnie nic dobrego z tego nie wyszło, bo takie 2-3 odcinkowe anime na podstawie mang zazwyczaj nie mają większego sensu, gdy fabuła jest pocięta na strzępy.
UsuńJa już od dłuższego czasu oglądam i dramy i filmy, ale dalej mnie takie efekty denerwują. Gdyby to było jeszcze jakoś wykonane, a tak to... Na szczęście są i takie, gdzie czegoś takiego nie ma^^
Mangi nie czytałam, więc pewnie nie przeszkadzałoby mi odbieganie od niej. Od czasu do czasu lubię coś takiego obejrzeć, więc pewnie się skuszę. Poza tym Takei Emi kojarzę z programów rozrywkowych i chciałabym zobaczyć jak gra.
OdpowiedzUsuń